Może to już stanie się tradycją, że kolejny rajd tatrzański, napełnia mnie nie tylko milionem kadrów zapierających dech w piersi, ale również całą masą różnorakich przemyśleń z kategorii: życie, życie jest nowelą.

Z tegorocznej wyprawy przywiozłam nie tylko obite od przebytych kilometrów stopy, lecz także niepokojące przeświadczenie, że jak mówią słowa piosenki: tęsknimy pod kocami o miłości, bo żadne z nas nie umie w nią grać.

Podczas wielokilometrowych wspinaczek ma się dużo czasu na rozmowy o różnym odcieniu. A że nie lubię smalk talków i ślizgania się po powierzchni, to drążyłam, czasami bardziej niż gdybym grzebała kijkami do chodzenia, których zresztą nie używam, w oku zdechłej ryby.

Po rajdzie rozesłałam jeszcze wśród bliższych i dalszych znajomych pytanie, gdzie dzisiaj singiel szuka partnera?

No i po pierwsze trzeba doprecyzować pytanie -usłyszałam. Bo to zależy, czego tak właściwie ten singiel szuka.  Zabawy, przygody, odskoczni, ucieczki, zapomnienia? Czy  dłuższej relacji, partnerstwa, szacunku, miłości wreszcie?

Na tatrzańskiej łące usłyszałam od singielki- ja nie szukam związku. Miłość? Phi…. Kiedyś też myślałam, że istnieje. Potem mi przeszło. Teraz? Teraz podchodzę do tego po męsku. Po męsku, czyli jak?- pytam, aby doprecyzować. Ojej, to proste- słyszę lekkie zniecierpliwienie w głosie- moje ciało ma w końcu jakieś potrzeby.

W rankingu miejsc, gdzie ktoś bez pary, chce kogoś poznać królują aplikacje randkowe. I kluby fitness.

No jeszcze może kluby nocne. Czyli generalnie klasyka. Wśród młodzieży wygrywają opcje online- taka jest rzeczywistość w cyfrowym świecie. Najpierw poznajesz kogoś z foto (o ile jest realne), potem możesz pościemniać jakieś historyjki o sobie mniej lub bardzie wydumane prowadząc pisemną konwersację. Potem może dojdzie do spotkania. Może….

Trochę dojrzalsi wolą jednak przekonać się w 3D, jak ktoś pachnie, porusza się i czy ma triceps bardziej lub mniej wyćwiczony. I to są sceny na scenariusz klubu fitness. Wypocone endorfiny w końcu lekko znieczulają i zmieniają percepcję… porównywalnie do procentów spożytych w rytm techno w nocnym klubie. Na drugi dzień czasami nie wiemy, co nas w tej osobie właściwie zaciekawiło?

Moje serducho jest bardziej po stronie opowieści typu: ja tam nigdy nie szukałam, zawsze sam się ktoś napatoczył, a swojego męża poznałam na przystanku MZK.

W tej samej kategorii są sale kinowe, sklepy, spotkania u znajomych, wydarzenia sportowe- momenty, w których zupełnie nie planujemy spotkać kogoś, kto nas zainteresuje, coś w środku poruszy, wytrąci ze schematu. Bo w życiu przychodzi do nas, to co ma przyjść, w odpowiednim i najmniej spodziewanym momencie.

Ja zatem ze smutkiem w oczach będę przysłuchiwać się historiom, kiedy ktoś się poddał i twierdzi, że nic go już w życiu fajnego nie czeka i że miłość to taka choroba. Jednak oczy mojej duszy na razie wolą zwrócić się w stronę napisu na kubku, który podarowała mi przyjaciółka:

Są takie sprawy na ziemi i na niebie, o których nie śniło się scenarzystom.

 

 

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

%d bloggers like this: