dzikie zwierzę o siedmiu głowach
bezgranicznie zachłanne
rzuciłam mu na pożarcie
nasze kadry ostatnie
mlasnęło krótko i dźgnęło w bok
niczym szermierz
uklękłam
już nie leję mu wina
ani kropli wody
zaklinam czas szeptem
kasuję wszystkie love songi
czas niby uczy pogody….
nie karmię go okruchami wspomnień
wywiozłam kontener
na miejskie śmietnisko
myślałam -zdechło z głodu
a ono kąsa znienacka o trzeciej nad ranem
w łydkę
czasem mi się przyśnisz
coraz mniej wyraźnie
jest wtedy jeszcze zimniej
marznę
powiew ukojenia przez chwilę
ciepło w oczach
na ławce
przyszło z nim jego zwierzę
na sznurku w klatce
ten film w głowie
kiedyś dobiegnie końca
nadpisze go jeszcze piękniej
ulubiony scenarzysta
życie