Pewien ksiądz, egzorcysta zresztą, powiedział dzieciom w podstawówce na lekcji religii, że zwierzęta nie mają duszy, uczuć i generalnie nie myślą. Co niektóre bardziej wrażliwe dziewczęta i to jeszcze posiadaczki piesków, kotków, królików się popłakały.
-Ale jak to? to jak Funia umrze (zdechnie- poprawił ją ksiądz) i ja umrę, to ona ze mną nie będzie w niebie?- zapytała pochlipując Zosia.
– No nie- bez litości odparł egzorcysta
– To ja nie chcę do nieba!- postanowiła Zosia w odpowiedzi na to, w miarę logicznie w sumie.
Mniej więcej pół klasy zawtórowało Zosi i tak to w chaosie zakończyła się kolejna mało chlubna lekcja tzw. religii.
Od kilku dobrych lat jestem prawie codziennym obserwatorem zachowania mojej kotki, a od kilku tygodni zachowania i interakcji dwóch kotów i może co do duszy, to nie będę się wypowiadać, bo zbyt mocna w rozważaniach teologicznych nie jestem, ale jeśli chodzi o uczucia, to koty mają je na pewno i to tak bardzo przypominające ludzkie, że aż nie do wiary.
Mały kociak pojawił się u nas, by rozruszać coraz mniej energiczną kocią damę. Oczywiście byliśmy ostrzeżeni, że pierwszy kot może różnie zareagować, że wcale nie musi młodego od pierwszego wejrzenia polubić, ale to co się wyprawia jest godne kamery wśród zwierząt oraz komentarzy Państwa Gucwińskich (młodsze pokolenie pewnie kompletnie nie wie, o czym mowa).
Pierwsze spotkanie wyglądało dość pouczająco: maleństwo pełne ufności i nauczone, że inny kot (mama, rodzeństwo) służy do przytulania i zabawy bez cienia nieufności podbiegł do Mary, niestety został ofukany, osyczany, więc się wycofał.
Mary w akcie rozpaczy, zazdrości i buntu nie podchodziła przez parę dni do miski, wyniosła się na ogród, a jak już się pojawiała w domu i człowiek próbował nawiązać z nią jakiś kontakt, to manifestowała swojego focha, obracała głowę w drugą stronę, albo wyprowadzała się do ogrodu sąsiadów, siedząc tam cały dzień i udając, że nie widzi ludzi, którzy po nią przyszli i się martwią jej stanem.
Młody zaś bez końca próbuje się zbliżyć. Chodzi za nią krok w krok, podgląda ją jak ona śpi, raz próbował przytulić się do jej ogona, chociaż syk podobny do wężowego skutecznie go jednak odgonił.
Przypomina to trochę relację rodzeństwa, kiedy nagle ktoś nowy, młodszy pojawia się w domu, starsze dziecko jest zazdrosne, wrzuca do łóżeczka młodszego swoje co cięższe zabawki, jest obrażone na rodziców, no bo jak oni mogli mu to zrobić?
Próbowaliśmy zaczerpnąć porad pani z hodowli, z której trafiło do nas maleństwo, to opowiedziała nam, że w innej rodzinie, starszy kocur w podobnej sytuacji wytargał wszystkie swoje rzeczy- kocyk, zabawki, myszki na taras i po prostu tam zamieszkał. Wyprowadził się chłopak no!
Od kliku dni jest może ciut lepiej, dystans się zmniejszył, ale czy będzie z tego miłość? Raczej wątpię.
Mam więc teraz na stanie jedną starszą mocno obrażoną kotkę, która łaskawie i ewentualnie pozwoli się pogłaskać i jednego małego puchatego urwisa, dla którego wszystko stanowi pretekst do zabawy, nawet czereśnie zostawione przez przypadek w misce na środku stołu i który potrzebuje codziennie sporą dawkę pieszczot i potrafi się o nie skutecznie upomnieć.
No ubaw po pachy!