Tyle przez ostatnie dni powiedziano już o tym proteście, tyle się naczytałam. Trudno powiedzieć coś nowego, oryginalnego, ale chcę, po raz pierwszy czuję, że bardzo muszę, dorzucić swoje trzy grosze w tej kwestii.
Myślałam, że da się popełniać wpisy na bloga, odcedzając tematy od wątków politycznych, łatwo tak wpaść w jakąś skrajność, do której mi daleko, myślałam, że manifestacje to nie dla mnie, mogę popierać, ale z daleka, generalnie to ci inni za mnie mogą iść i pokrzyczeć.
Kiedy w poniedziałek w drodze do Warszawy czytamy w aucie na głos pojawiające się z coraz większą częstotliwością wpisy na FB, co najmniej jak przysłowiowe grzyby po deszczu, złość a nawet wqrw zaczynają brać górę nad uprzejmym przyglądaniem się i cichym popieraniem. Sprzeciw wobec zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej jest głównym tematem rozmów w aucie. To, że taka ustawa może wejść w życie chciałoby się rzec- nie dzieje się naprawdę. Nie do wiary, że mężczyźni na ważnych stołkach chcą odebrać mi kobiecie, nam wszystkim kobietom, bez względu na nasze poglądy, wartości, wyznanie, stan materialny oraz status rodzinny podstawowe prawo do wyboru. Wyboru, który zapewne za każdym razem jest bardzo trudny i poprzedza go wiele bezsennych nocy.
Jestem matką dwójki zdrowych dzieci, urodzonych po 9 miesiącach zdrowej ciąży bez żadnych komplikacji. Nigdy nie stanęłam przed takim wyborem. I mam nadzieję, że ze względu na swój wiek już nie będę musiała stanąć. Ale mam córkę. Mam też syna, więc w przyszłości mogę mieć synową. Ich losy i ich wybory, będą zatem moimi.
Nigdy nie musiałam wybierać i decydować, czy chcę urodzić chore dziecko, które do końca mojego życia będzie zdane na nieustanną moją opiekę 24h, a po mojej śmierci na łaskę i niełaskę obcych instytucji. Nigdy nie musiałam drżeć o życie swoje, z powodu ciąży. Nie zostałam zgwałcona i w wyniku tego nie musiałam przeżywać dodatkowego dramatu- na przykład czy będę w stanie pokochać takie dziecko.
Czułam się bezpieczna i zaopiekowana w obu ciążach, ze świadomością, że gdyby coś było nie tak, lekarze zrobią wszystko co w ich mocy, by uratować życie moje i mojego maleństwa, choć w jednej ciąży byłam pod opieką polskich, a w drugiej niemieckich lekarzy.
Jeśli ta niechlubna ustawa wejdzie w życie, żadna kobieta nie będzie się tak czuć. Będziemy się bały zachodzić w ciąże, a cały okres jej trwania będzie naszpikowany lękiem, czy się uda. I tak w normalnych warunkach ten lęk jest z tyłu głowy.
W myśl tej ustawy, kobieta, która przeżyje dramat poronienia, będzie musiała jeszcze przeżyć drugi: przesłuchania w prokuraturze, czy aby nie dołożyła do tego własnego działania. Znam kilka kobiet, które poroniły i był to dla nich czas żałoby. One wszystkie byłyby teraz poddane obrzydliwym przesłuchaniom.
Ginekolodzy będą bali się wykonywać badań prenatalnych, bo są one czasami , w niewielkim procencie przyczyną poronienia. Będą mogli za to iść za kratki. Kobiety też, jak również ich partnerzy.
Gdy dojeżdżaliśmy do stolicy protest przeciwko tej ustawie przybrał konkretną twarz. Jednej z wielkich i moich ulubionych aktorek. Mieliśmy zresztą w ten wieczór niewątpliwą przyjemność i zaszczyt obejrzeć Panią Krystynę Jandę na żywo na deskach jej teatru, z nadzieją, że polskie kobiety również potrafią być solidarne i wyjdą na ulice miast i nie pójdą do pracy lub zaprotestują na wszelkie dane im sposoby.
Tydzień na zorganizowanie takiej akcji na skalę ogólnopolską to niewiele. Ale mam nadzieję, że wystarczy. Wieści się szybko roznoszą.
Zaangażowałam się w kolportaż ulotek- drukuję, idę kserować, a potem roznosić. Dzieci mówią na mnie- mały powstaniec. Nie pójdę w poniedziałek do pracy- mój przełożony nie za bardzo chciał o tym słyszeć- niby możemy (ja i moja koleżanka) robić co uważamy za słuszne, ale dlaczego pracodawca ma być ukarany-on jednak nie popiera zabijania niewinnych dzieci i jak on to powiedział-niesmak zostanie, za to właściciel firmy nie chce żyć w ciemnogrodzie, ale sprawa w fabryce będzie raczej przemilczana. A trochę kobiet tu pracuje- czy te które nie wezmą udziału w proteście uważają, że ich to nie dotyczy, boją się, myślą, że dołączą do grona czarownic?
Dla jasności: ja, ani nikt z tych, którzy wyjdą w poniedziałek na ulice nie popiera rzezi niewinnych dzieci! Ktoś, kto tak twierdzi nadinterpretuje i przekręca fakty. I nikt nie chce karać swoich pracodawców. Ale palenie pod sejmem w sobotę opon na niewiele się zda, a ogólnopolski strajk ma szansę coś wskórać. Zresztą mleko się rozlało już poza granice Polski- solidaryzuje się z nami wiele kobiet na całym świecie.
Tak to się zaczęło: zrobiłam czarne zdjęcie z córką na FB, młoda mnie pyta co znaczą wieszaki na transparentach- tłumaczę jej w spokojniejszej chwili. Majli idzie w poniedziałek- w #czarnyponiedziałek do szkoły ubrana na czarno. Nie kazałam jej, to jej decyzja. Każda kobieta ma w tej sprawie prawo głosu.
Bądźmy solidarne w ten dzień. Bądźmy siostrami. W jedności siła.
To idę walczyć po swojemu- gdybym nie wróciła to może nie przeżyłam ataku moherowego bereta. Ale mam nadzieję, że zobaczymy i usłyszymy się w #czarnyponiedziałek. Najwyżej spalą nas na stosie.