Dzisiejsza data jest dość znamienna dla mnie, bo dokładnie 15 lat temu stanęłam na tak zwanym ślubnym kobiercu. W sukience w kolorze écru, bardzo młoda i jeszcze bardziej naiwna, a przede wszystkim wierząca, iż jest to jedyna droga do tego, by być szczęśliwą z drugim człowiekiem. Tak mnie wychowano, takie tradycje miałam wyssane z mlekiem matki (choć ponoć krótko mnie karmiła), takie wzorce wytatuowane były w moim DNA i wypalone niczym numer hodowlany na jasnobrązowej skórze cielaka. Do tego można jeszcze dorzucić całą garść nawyków według tradycji katolickiej, gdzie życie bez ślubu jest wiadomo czym.

Ubranie jasnej sukni, przysięga małżeńska wobec zaproszonych gości, założenie sobie wzajemnie obrączek były czymś oczywistym, nad czym się wtedy nie zastanawiałam, nie rozważałam innej drogi, nie podważałam tradycji.

Dzisiaj, o 15 lat starsza, chociaż wcale nie mądrzejsza, a już bez obrączki na wiadomym palcu, zadaję sobie i Wam pytanie: czy przysięga małżeńska jest gwarantem czegokolwiek?

Czy podczas wypowiadania tych kilku znanych wszem i wobec słów, jesteśmy w stanie przewidzieć, że ich dotrzymamy? Czy dokument tzw. papierek, który otrzymujemy jako dowód tego aktu jest w stanie zapewnić nam spokój do końca naszego życia?

Co kilka lat (podobno co siedem) człowiek się zmienia. Czy wobec tego umiemy przewidzieć, jak się zmienimy my i nasz partner w ciągu całego naszego życia?

Czy za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat nie będziemy żyć obok zupełnie innego, obcego nam człowieka?

Czy taka gwarancja, że ona jest już „moja”, a on „mój”, nie psuje tak naprawdę wszystkiego?

Niektórym się wydaje, że PO już się nie trzeba tak starać, zabiegać, bycie razem przestaje być ekscytujące, bo nie trzeba już ukochanej osoby zdobywać. Ona jest już nam przypisana, zaklepana i to do końca życia! Dla niektórych brzmi to jak pułapka.

Czy pary, które żyją na tzw. kocią łapę są mniej szczęśliwe? Tylko dlatego, że nie podpisały jednego papierka? Ich miłość i wzajemny szacunek są mniej warte? Ich codzienna troska o siebie, ma gorszy wymiar, bo nie założyli sobie obrączek na palce?

Znam pary, które są małżeństwem, a żyją obok siebie jak najgorsi wrogowie, znam też takie, które nic sobie oficjalnie nie przysięgały, a mają mimo upływu wspólnych lat wciąż wiele troski i czułości dla siebie.

Czym tak naprawdę jest dla nas sen o ślubie i wspólnym życiu, aż nas śmierć nie rozłączy?

Jakie ukryte pragnienia, wyobrażenia ma załatwić?

Czy gdyby wyciąć z tego obrazka strach przed życiem w grzechu, to tyle samo par rocznie mówiło by sobie TAK?

Czy obietnica, przysięga, słowo dane drugiej osobie, kiedy jest się sam na sam, a ślubne przyrzeczenie przed urzędnikiem lub duchownym mają zupełnie inną wartość?

Jedne są gorsze i mniej warte, te drugie lepsze i gwarantują więcej?

 

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

%d bloggers like this: