Gdzie się nie ruszę, on tam jest.

W każdym sklepie, do którego uczęszczam, w przypadkowo odwiedzonej kawiarni, w osiedlowej piekarni, cukierni na mieście, warzywniaku, na targu zdrowej żywności, łazience, kuchni. Atakuje mnie znienacka od tylu lat, że prawie przestałam zauważać jego natarczywą obecność. Jest jak cień, który postanowił być ze mną, aż do dnia kiedy zgaśnie słońce. Rano, kiedy jedną z pierwszych rzeczy, za które chwytam jest szklanka wody, wieczorem, gdy piję lekkiego drinka, non stop czuję jego obecność.

Jest jak zmora z dreszczowców Hitchcocka, jak zły sen o potworze z bagien, jak wyrzut sumienia, wrzód na pupie, kolka w boku, drapanie w gardle, kurz na szafie.

Opanował codzienność moją, moich bliskich, sąsiadów, całych miast i miasteczek. Jedziesz nad morze- on tam już jest, wybierasz się na grzyby do lasu- atakuje Ciebie zza krzaka, na szlaku w górach wyznaczasz marszrutę do kolejnego schroniska- on czai się za kamieniem. Podąża za Tobą krok w krok nucąc złowrogo słowa piosenki: Life in plastic, it’s fantastic.

I nie opowiadam Wam tu o psychopacie, który mnie prześladuje wycinając po kryjomu zdjęcia, które umieszczam w portalach społecznościowych i który po nocach grzebie w moim śmietniku, by wiedzieć, co jadłam na śniadanie, lecz jak już się może domyślacie o wszechobecnym plastiku, który zalewa świat.

Jakiś czas temu zaczęłam zauważać, że moje domostwo produkuje coraz większą ilość śmieci. Codziennie wielki worek?? To trochę przesada. Zakasałam rękawy. naciągnęłam gumowe rękawice i pomału, trochę przy okazji zaczęłam analizować, co ląduje w tym kuble.

Pijemy duże ilości wody- a więc butelki po wodzie, plastikowe oczywiście.

Opakowania po jogurtach, serach, wędlinach, i innych produktach spożywczych.

Opakowania po sokach- znowu plastik.

Woreczki foliowe, w które pakowałam warzywa, owoce i inne drobne produkty.

Patyczki do uszu.

Na weekend były to nawet dwa worki śmieci!

Matko jedyna! Jeżeli tylko moje gospodarstwo domowe wydala takie ilości świństwa, to jak to wygląda w skali miasta, kontynentu, świata wreszcie?

Zrobiłam wielkie O, bo przygięło mi lekko kolana.

A jeszcze ostatnio była taka kampania w TV- o tym jak znane osoby przyznają się do zamordowania zwierząt morskich. Narzędziem zbrodni są słomki plastikowe.

Na szczęście nie używam słomek, ale przecież używają je inni!

W panice zaczęłam przyglądać się swoim antyekologicznym posunięciom, by zacząć z nimi walczyć. Pierwszym krokiem w wojnie ze światem z plastiku było włożenie do torebki szmacianej torby na małe zakupy. Przy każdych zakupach jest to jedna reklamówka mniej! Przestałam też kupować sery, wędliny, pasztety itp. w pojedynczych opakowaniach. Cóż trudno, postoję w kolejce, gdzie pakują te produkty w papier. Na stoiskach owoce/warzywa- kolejne wyzwanie- wszystkie te produkty lądują luzem w koszyku, a potem na taśmie do kasy. Pani kasjerka mnie nienawidzi! Po zakupy już dawno chodzę z dużą torbą wielorazowego użytku.

Woda w butelkach- na razie przeszłam na duże pięciolitrowe butle, z których domownicy przelewają sobie wodę do swoich bidonów. Taki duży zużyty pojemnik wykorzystuję potem np. na wodę z klimatyzatora, której używam do prasowania. Nakrętki zbieram na różne cele charytatywne.

Jeśli w sklepie są do wyboru torebki papierowe np. do pakowania pieczywa, orzeszków itp. wybieram tylko takie. Zauważyłam, że przestaję odwiedzać sklepy, w których nie ma takiej opcji.

Gdy mogę wybierać pomiędzy opakowaniem ze szkła, a kartonem lub plastikiem, staram się włożyć do koszyka to pierwsze- może i cięższe, ale później ten słoik wykorzystam np. do zrobienia gruszek w occie itp.

W podróż zabieram kawę lub herbatę w kubku termicznym, żeby nie kupować tych napojów w jednorazowych opakowaniach.

Nie stałam się eko-maniakiem, ani zdeklarowanym fanem ruchu „zero waste” (bez śmieci), ale bardzo się staram ograniczyć ilość syfu wokół mnie do minimum.

Wiem, że moc pracy jeszcze przede mną, ale czujna jestem coraz bardziej. Gdy do koktajlu ekspedientka w barze proponuje mi słomkę, a na moje pytanie, czy te słomki są papierowe, czy z plastiku odpowiada ze zdziwieniem, że oczywiście plastik- jestem zniesmaczona.

Jeszcze nie rozprawiłam się z patyczkami do uszu, po twaróg, czy śmietanę również nie chodzę z własnym słoikiem… Jeszcze. Ale ziarnko do ziarnka….

Bilans na razie jest na minus.

Produkowanych odpadów oczywiście.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

%d bloggers like this: