Tegoroczny początek listopada nasączony został rozmowami z synem, który przyjechał z drugiego, bardzo odległego końca kraju. Majli została zatrzymana przez swoje uczelniane sprawy we Wrocławiu.

Spacer na cmentarz przez las przy pięknej jesiennej aurze to jest już nasz rodzinny rytuał. Nie ominęliśmy go również w tym roku.  Przechadzka w pierwszy dzień listopada odbyła się bez dźwigania plastikowych zniczy i stroików. Nie umniejszyło to ani wspomnieniom, które snuliśmy o tych, których już z nami nie ma, ani tłumom wizytującym to ostatnie miejsce spoczynku. Nikogo tak naprawdę nie obchodzi, a już najmniej tych leżących kilka stóp pod nami, czy i ile świeczek zostanie puszczonych z dymem. Liczy się to, że pamiętamy.

Ja pamiętam inaczej. Mój syn przywoływał inne wspomnienia z dziadkami chociażby. Padły też ważne pytania:

Jak zginął Gandalf i Donald w Tatrach? Kurde mamo, mieliście wtedy siedemnaście lat…

Gdzie są pochowani prapradziadkowie i dlaczego jedni w zachodnich Niemczech, a drudzy tam, gdzie się urodził wujek?

To dziwne- babcia zmarła w ten sam dzień września, co ciocia, tylko kilka lat później.

Pamiętam, jak dziadek drzemał w fotelu i miał takie plamy na rękach.

Kiedy rodzą się takie pytania, rodzi się świadomość rodowa, ziarno tego, że nie przyszliśmy znikąd zaczyna kiełkować. Ono może obudzić ciekawość  i idący za tym zew, aby zacząć badać, szukać, węszyć i wreszcie spisać część historii rodzinnej, póki stąpają po ziemi jeszcze ci, którzy coś pamiętają.

Dzięki takiej ciekawości zostało stworzone drzewko genealogiczne jednego członu rodziny. Powstały z tego scenariusze godne filmowego klapsa. Dwie przyjaciółki po latach dowiedziały się, że ich prababki były siostrami. Córka kuzynki taty wyszła za mąż za znanego i nagradzanego aktora. Nikt nie wie, dlaczego dziadka wychowywała stryjenka….

Wracamy do domu idąc do lasu, mijając grobowce w alei zasłużonych.

– Nie wygłupiajcie się z takimi pomnikami dla mnie- mówię do syna. Chcę być skremowana. A jeśli jakaś część mnie będzie się nadawała do przeszczepu- to sam wiesz co…

Już dawno temu Majli podczas wizyty w Plastinarium w Guben, kiedy podziwiałyśmy pracę laboranta, szykującego preparat z męskiego korpusu, poinformowała mnie, że „ wiesz mami, jak będzie taka możliwość, to oddam Ciebie na części. Zgadzasz się?”

Tak , jestem za. Osobiście mam kolegę, który żyje dzięki przeszczepowi.

Jeśli tak będę mogła jeszcze komuś pomóc…. to dlaczego nie?

U rodziców na obiedzie ogłaszam:

– Jak coś to mówię, że chcę być skremowana…

Reakcja mamy: ale dlaczego nam to mówisz? Przecież już nas wtedy nie będzie…

Skąd wiesz mamo?

Nie znamy przecież dnia, ani godziny. Nigdy nie wiemy, kto następny…

A jeśli już- to wezmę tam ze sobą bukiet róż… jak śpiewa Dawid.

Chciałabym powiedzieć- a kiedy odejdę- nie płaczcie po mnie, przyjdźcie na pogrzeb z naręczem balonów napełnionych helem, ubrani kolorowo i nie mówcie, jak bardzo mnie kochaliście, jak będziecie za mną tęsknić  i nie zużywajcie ton chusteczek.

Teraz jestem. Żyję. Teraz można mnie dotknąć. Powiedzieć mi to wszystko, abym usłyszała.  Napić się ze mną herbaty. Pokłócić. Pośmiać. Popłakać. Pomilczeć.

Potem, kiedyś -odpłynę w niebyt. I mogę już nie usłyszeć Waszych słów.

Przy bramie będę czekać patrząc w dół….

 

 

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

%d bloggers like this: