Czyli o słowach, które zamiast budować – niszczą, zamiast leczyć- ranią i są jak zardzewiały gwóźdź, którym przez lata grzebiemy potem sobie w sercu.

– Ty ciągle jesz te trociny i Twój mózg zamienił się już w jedną wielką trocinę (o jedzeniu płatków na śniadanie)

– będzie Ci tutaj dobrze zobaczysz (o pobycie w domu starców)

– połamię się specjalnie, wyląduję na wózku, a Ty do końca życia będziesz musiała się mną zajmować (o miłości)

– mogłaś zastanowić się zanim wskoczysz na mojego penisa (o pożądaniu)

– jak wsiądziesz i pojedziesz to już się do Ciebie nie odezwę ( o podróży)

– jak możesz żyć w takim syfie? ( o porządkach)

– masz żryj ( o jedzeniu do kogoś, kto sam nie trafia łyżką do ust)

– nie opowiadaj wszystkiego przyjaciółce, bo ludziom nie wolno ufać i tak Cię kiedyś skrzywdzą ( o zaufaniu)

– gdzie się szlajasz? (o pójściu na masaż)

– to jest jak reanimacja trupa (o małżeństwie)

-wyglądasz jak kretyn (o ubraniu rajstop w kratkę do spódnicy w kropki)

– przecież nic Ci nie obiecywałem, więc dlaczego do mnie dzwonisz (o seksie)

– zachowujesz się jak szmata, jak mam teraz rozmawiać z sąsiadami ( o wracaniu o trzeciej nad ranem)

– nie obchodzi mnie gdzie będziecie mieszkać (o rozstaniu)

– tak naprawdę to nigdy nie lubiłem do Ciebie przychodzić ( o proszonych obiadach)

– zajmij się wreszcie sobą ( o późnym wychodzeniu z domu bez podawania celu)

– byłem umyć auto ( o czterogodzinnej nieobecności)

– sama sobie to wymyśliła to niech sama wraca do domu (o powrocie z zajęć przez ciemny las)

– masz Internet to sobie sprawdź (o pomocy z historii)

– powinnaś się leczyć psychicznie ( o 6 godzinnej podróży autem i nieodbieraniu telefonów)

– zagraj sobie sam ze sobą (o grze planszowej otrzymanej pod choinkę)

Zbierane latami, jak niechciana kolekcja kamieni, robią z nas emocjonalne kaleki, które wiele rozumieją na opak lub nie rozumieją wcale, które niszczą to co ma jakąś szansę, ale ze strachu wolą tej szansy nie dostrzegać, które plują na podaną rękę, zamykają się w swoich wygodnych zawodowych światach i wchodzą w związki, które są racjonalnie bezpieczne, a jednak po czasie okazują się katastrofą.

Pomyślcie o swoich kamieniach:

Ile ich ze sobą nosicie?

Kto w Was nimi rzuca (ł)?

Komu je jeszcze gorące i na oślep odrzucacie?

Które zakopaliście na samym dnie duszy i przez to nie możecie latać?

I natychmiast się ich proszę pozbądźcie, wybaczcie rzucającym i idźcie dalej swoją własną drogą, nie wyciągając ręki po kolejny kamień, nawet jak się będzie złudnie błyszczał w słońcu.

Możesz również cieszyć się:

1 komentarz

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

%d bloggers like this: