Czy chcemy, czy nie chcemy tkwimy już kilka ładnych dni w kolejnym nowym roku, czas tak szybko śmiga, znowu roczek nam przybył, i właściwie można usiąść i biadolić, albo potraktować kolejny rozpoczęty rok jako daną nam szansę na realizację siebie.

Żeby pod koniec tego roku otwierając szampański trunek w ostatnią noc nie żałować ani chwili i nie mieć poczucia zmarnowanego czasu. Żeby wykorzystać wszystkie szanse, które każdego ranka podsuwa nam los, a my z lenistwa, strachu tudzież innych mocno trzymających nas uprzęży klasycznie je marnujemy. Żeby nie bać się marzyć i nie wstydzić się swoich marzeń, bo jesteśmy na tym padole po to, by je do ostatniej kropli krwi realizować. Żeby nie wątpić w swoje zdolności i umiejętności, tylko z amerykańskim uśmiechem i pewnością siebie często popełniać autopromocję w stylu: I am the best!.  Żeby równie często    i czule głaskać po głowie siebie, tak jak głaskamy naszych milusińskich, podopiecznych, bliskich nam sercu. Żeby nie marnować czasu na wątłe znajomości, niby-przyjaźnie, niby-związki, a pielęgnować to co wartościowe i prawdziwe.

Zastanawialiście się kiedyś co się dzieje z noworocznymi postanowieniami, które nie zostały zrealizowane? Gdzie lądują? W jakim wymiarze, w której czasoprzestrzeni? I czy później do nas w jakiejś formie wracają? Czy się na nas jakoś mszczą, że nie ujrzały światła dziennego?

Ja nie mam zwyczaju robienia spisu noworocznej listy samodoskonalenia. Ale przecież wielu z nas w jakiejś tam formie stara się ze swoją naturą walczyć.

Dieta, więcej sportu, mniej słodyczy, języki obce, mniej straconego czasu na surfowanie po necie, może nowa lepiej płatna praca? Rzucić palenie, zainteresować się losami Bliskiego Wschodu, oddać krew, łykać witaminy, robić sto brzuszków dziennie, tresować twarz maseczką z awokado, oszczędzać pieniądze, regularnie zasilać konto S.O.S. Wioski Dziecięce, pamiętać o urodzinach znajomych, zamiast chipsów solonych do wieczornego seansu filmowego podjadać jagody goji….

To wszystko brzmi wyśmienicie, jednak nie należy być wobec siebie zbyt surowym. I mimo wszystko nie wymagać od siebie za dużo. Bo potem budzi się frustracja, niezadowolenie z siebie i samobiczowanie.

Bądźmy w tym roku dla siebie dobrzy po prostu, rozpieszczajmy się drobiazgami, realizujmy swoje małe i duże cele, ale z pewnym marginesem na ewentualne potknięcia. Słuchajmy głosów swojej intuicji i swojego serca. Tylko my sami wiemy, co jest dla nas najlepsze.

I jeszcze jak w pewnej reklamie: bądźmy najlepszą wersją siebie!

Udanego Nowego Roku!

Możesz również cieszyć się:

2 komentarze

  1. Witam, piszę do Pani z redakcji Miasta Kobiet. Zainteresował Nas Pani blog, a konkretnie jeden z wpisów. Wydała Pani bardzo interesującą opinię na temat porodu rodzinnego. Bardzo, ale to bardzo, prosimy o kontakt na miastokobiet@tvn.pl lub pod numerem 502-555-156 Pozdrawiamy i mamy nadzieję do usłyszenia! 🙂

Skomentuj ~Michal Nazarewicz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *