Kto lubi i jest w stanie znieść dźwięk paznokci drapiących tablicę? A widelca bezlitośnie skrobiącego o talerz? Chyba niewielu z Was?
Tego typu dźwięki działają na nas, jak odgłos wiertła stomatologicznego, kiedy siedzi się w poczekalni dentystycznej. Wwiercają się w nasz mózg, sprawiają, że mrużymy oczy i zaciskamy szczęki i z ulgą przyjmujemy chwilę, kiedy te dźwięki cichną.
A co jeśli przeszkadza Ci, że ktoś obok chrupie smaczne zielone jabłuszko? Lub rozgryza pestki malin?
Wtedy zaczynasz podejrzewać się o chorobę psychiczną lub jakieś inne odchylenia. Głupio jest powiedzieć przecież komuś (szczególnie niezbyt bliskiemu)- nie jedz proszę tak głośno tego jabłka, bo zaraz zwariuję!
A co z siorbaniem, chrupaniem, głośnym przeżuwaniem, pociąganiem nosem, mlaskaniem, ciamkaniem, drapaniem się??
Co jeśli to wszystko doprowadza Cię do szału? Powoduje, że chcesz uciekać do strefy swojego komfortu mniej frustrujących dźwięków lub po prostu w siną dal?
Ja niestety należę do tych osób, które wprawdzie nie nonstop, ale dość często słyszą jakby więcej.
Kiedyś doprowadzało mnie do szału jak mój eks pijąc przygotowany przeze mnie koktajl z malin rozgryzał te małe drobne pesteczki. Po pierwsze koktajl się pije, więc co tu rozgryzać, a po drugie czemu tak głośno??
On się ze mnie śmiał i pukał się w głowę, a moja czaszka pękała od środka od nadmiaru nieznośnego dźwięku. I to ja byłam ta nienormalna.
I tak też się czułam. Jak ktoś chorobliwie nadwrażliwy, kogo do szewskiej pasji doprowadza to, że ktoś obok chrupie marchewkę.
Ale wiecie co? Okazuje się, że na tę przypadłość cierpi więcej osób i ma to swoją nazwę.
Mizofonia.
Kiedy przeczytałam artykuł na ten temat i ucieszyłam się bardzo i mi ulżyło. Z wielu powodów.
Że nie jestem sama w tym obłędzie. Że jest to zdiagnozowana choroba, a raczej zaburzenie związane z autonomicznym układem nerwowym.
Dla osób dotkniętych mizofonią niektóre odgłosy szczególnie związane z jedzeniem, przełykaniem, sapaniem są po prostu torturą. Powoduje to u nich reakcje takie jak wściekłość, czy uczucie paniki.
Schorzenie to dotyka około 15-20% ludzi i częściej cierpią na nie kobiety.
Niepocieszającym jednak okazuje się brak metod leczenia. Można sobie jakoś z tym radzić.
Ja na przykład zaczynam jeść, kiedy inni jedzą i zaczynam TO słyszeć. Odgradzam się innymi, przyjemnymi dla mnie dźwiękami, chociaż czasami może lecieć głośna muzyka, a ja i tak się męczę, bo obok ktoś gryzie paluszki. W kinie kupuję popcorn, żeby jedząc móc słyszeć dialogi, inaczej słyszałabym chrupanie z tylnego fotela.
Są dni, kiedy ta nadwrażliwość na bodźce dźwiękowe jest minimalna, ale są takie, że chowaj się, kto może.
Ulgą było dowiedzieć się, że nie jestem sama i że nie ześwirowałam.
Przy czym zaznaczam, że z całą pewnością nie mam muzycznie słuchu absolutnego, bo w dzieciństwie często przechodziłam zapalenie uszu.
Teraz, kiedy wiem, że to nie jest szaleństwo tylko schorzenie jakoś łatwiej mi to znieść.
Może kiedyś medycyna odkryje przyczyny mizofonii i będzie można dojść do tego, jak to się leczy?
P.S.
Pisząc te słowa słyszę, jak mój syn chrupie coś na kolację w kuchni. Rozprasza mnie to bardzo. I nie doprowadza do szału tylko dlatego, że akurat o tym piszę.
P.S.2
Bardzo ważne jest, żeby mieć przy sobie bliskich, którzy to rozumieją, wspierają Cię i nie wyszydzają.