Okres świąteczny, to taki czas, który dużo weryfikuje.
Przede wszystkim drukowanymi literami i w błysku bożonarodzeniowych światełek i ozdób, nieznośnie rażąc w oczy, odpowiada na pytania: KTO? Z KIM? I DLACZEGO?
W tym czasie, gdzieś pomiędzy przedświątecznym myciem drzwi, a czekaniem, aż ciasto drożdżowe na zwijanego makowca urośnie, wychodzą z najgłębszych zakamarków serca, ukryte głęboko pragnienia. Jeśli zastanawia Ciebie, dlaczego nie mogą sobie poczekać jeszcze parę dni lub tygodni, kiedy będzie to mniej ckliwe, to nie odpowiem na to pytanie.
Wigilijne spotkanie tysiąc razy bardziej obnaża prawdziwe wołanie naszej duszy, pomnaża samotność, potęguje wdzięczność za to, co jednak przecież mamy. Okrawa krąg bliskich, jak spalony brzeg sernika- do najważniejszego. Pozostawia niespełnione życzenia na brzegu ust, jak mak między zębami. Im bliżej końca świąt, tym skuteczniej gasi nadzieję, jak kompot z suszu pragnienie.
Już wiesz, ponad wszelkimi słodkimi jak kutia słowami, co jest, a czego/ kogo nie ma. Komu jesteś najbliższy, a kto nie ma czasu, ani chęci, by obdarować Ciebie najpiękniejszym prezentem- swoją obecnością.
Z biegiem lat, nie cieszą Ciebie już materialne podarki i męczą pytania- co sobie życzysz pod choinkę?
Doceniasz za to, że dzieci wciąż wolą z Tobą podzielić się opłatkiem, że mimo różnych planów zostają chwilę dłużej, by rozgrzać się rozmową. Że znajomy wyciągnie Ciebie na świątecznego drinka. I masz do kogo zadzwonić. Czy to tak mało myślisz sobie? Dlaczego zatem masz kluchę w gardle, podczas składania sobie wigilijnych życzeń? Tęsknota za czymś więcej jest jak kac po „pasterce” i nie ugasi jej kilkuminutowe zanurzenie w zimnym jeziorze, kolejny wysłuchany podcast, druga dokładka śledzia, czy mruczenie pluszowego domownika.
Nie ma takiej opcji.
Jedyne, na co możesz liczyć to ewentualnie, że te emocje niepodlewane w końcu kiedyś opadną, jak uschnięte igliwie jodły. A za rok postawisz w swojej odnowionej przestrzeni soczyście zieloną, najpiękniejszą choinkę ever.