A jak postanowienia noworoczne?

Słucham? Phi….

Z roku na rok z coraz mniejszym entuzjazmem przekraczam Rubikon pomiędzy Starym, a Nowym Rokiem. Napierający zewsząd przymus radowania się w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia, dokładnie o północy, według narzucanych schematów drażni i męczy. Nie umiem bawić się na zawołanie, na czas, na pstryknięcie i strzał korka. No nie umiem i już! i zmuszanie się źle mi wychodzi. Wolę inne o wiele mniej oczywiste i bardziej spontaniczne daty, jak na przykład 15 sierpnia tudzież 7 stycznia godzina 18.36.

Podsumowywanie rok w rok o tej samej porze swoich pseudo-osiągnięć i obiecywanie sobie, że od nowego roku zrobię to i tamto jest tak samo sztuczne, jak po wielokroć wypowiadane zdanie: od poniedziałku nie jem słodyczy! Bo dobrze wiem, że nawet jakby, to gdzieś koło środy i tak pęknę.

Brak ambicji i planów źle o mnie świadczy? No i? Phi….

Ktoś mnie za to zabije, podda tłumnie oglądanej egzekucji w dniu 31 grudnia 2016 dokładnie w samo południe, o pardon o północy raczej? Ktoś wyleje na mnie wiadro zimnej wody z pomyjami? Ktoś mnie nie zalajkuje na fejsie? Nie dostąpię zaszczytu wstąpienia do tajnej grupy gotującej się do wyprawy na Mount Sranck?

Czy moje życie przez to będzie mniej pełne? Widok za oknem w zimowy poranek nie będzie przypominał kadru z Narni? Kot będzie mniejszym kłębkiem puszystej słodkości? Wyższy o głowę potomek będzie mniej razy w ciągu dnia zawieszał swe długie ręce wokół mojej szyi, by wtulić się w to jedno fajne cieplutkie wgłębienie przy obojczyku?

W tym roku z ulgą nie mam postanowień noworocznych. Nie muszę realizować nic według żadnego planu i jakoś tak od razu lżej na duszy. Po prostu w natłoku codzienności i multi obowiązków, stałam się dla siebie łaskawa. Bo kto jak nie ja?

Co zupełnie nie oznacza, że nie podążam za swoimi marzeniami, ale nic nie muszę, bez wewnętrznej napinki cieszę się na to co przynosi każdy kolejny dzień, obojętnie czy starego czy nowego roku. Nikt mnie za 360 dni nie będzie przepytywał z tego co się udało, a co nie, bo tak naprawdę sukces to dla każdego co innego, a to co cieszy nas w danej chwili, może wcale już nie bawić za pół roku.

No to? Spontan, liczy się spontan, jak powiedziała wiadomo kto….

I żeby nie było: trzymam kciuki za Wasze wszystkie postanowienia i marzenia do spełnienia, a jeśli droga do nich kręta to tym lepiej: sukces będzie słodszy!

Możesz również cieszyć się:

2 komentarze

  1. No nareszcie popełniłaś wpis :). Juz myslałam, ze zarzuciałaś ten „zgubny nałóg”. Ach jak mi brakuje Ciebie, nawiet nie wiesz jak, to chociaż troche mam Ciebie w tym wpisie.

    Hmm… przeczytałam co napisałam wyzej i jakoś dziwnie te wyznania wygladą 🙂 🙂

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *