Uwielbiam magnolie. Mają w sobie coś takiego, co mnie chwyta za serce i każe piać z zachwytu. Kolor dowolny. Chociaż chyba najpiękniejsze są bladoróżowe. Gdy zakwitają i gdzieś się natknę na to drzewo, czuję się dotknięta przez piękno. Świat naprawdę jest piękniejszy dzięki magnoliom.

Z tego uwielbienia i chęci posiadania własnej królowej drzew kilka dobrych lat temu dokonałam zakupu sadzonki. Posadzone zostało maleństwo w ogrodzie , w pobliżu innych drzew, ledwo do kolan sięgało.

Co roku wiosną czekałam na kwiaty, które pojawiają się przed liśćmi. I w tym też tkwi wielki urok.

I nic.

Mijał rok za rokiem. W końcu zaczęłam czytać porady na temat magnolii. Że to takie delikatne drzewka są. Że jak im miejsce nie odpowiada to nie będą kwitnąć. Że może ziemia nie taka. Lub cienia za dużo.

A drzewko rosło. Rosło tak, że któregoś roku musiałam drabinę wyjąć, żeby górne partie gałęzi i liści przyciąć.

Ale wciąż nie zakwitało.

U wszystkich sąsiadów w okolicach kwietnia można było podziwiać piękne różnokolorowe kwiaty magnolii, tylko moje drzewko w tym okresie było nagie. Później rodziło, ale tylko ciemnozielone liście.

Pewnego sobotniego ranka tej wiosny odsłaniam roletę, a tu niespodzianka. Coś białego na jednej gałęzi widzę. Widzę i nie wierzę. I jako typowy niedowiarek na boso biegnę do ogrodu choć upału nie ma, w szlafroku jeszcze. I jest. Jest! Tańczę nieskładny taniec radości. Cieszę się jak głupia. Jest jeden, piękny biały kwiat z lekkim zaróżowieniem na końcówkach płatków. Nareszcie się doczekałam. Juhu!

Po dłuższej chwili ekstazy przychodzi jednak cień myśli. No dobra. Ale czemu tylko jeden? Idę znowu bardziej wnikliwie przyjrzeć się gałęziom. Hmm. Dziwne. Jakieś pąki niby są. Ale równie dobrze mogą to być zalążki liści.

Dwa dni później, nieco na lewo pojawiają się jeszcze trzy pąki.

I to wszystko.

Zawiedziona. Tak właśnie się czuję. Gdzieś uleciała radość z tego pierwszego kwiatka.

Chyba jednak zachłanna jestem. Chciałabym więcej.

Po kilku dniach przychodzi wielkie ochłodzenie. Nocą temperatura spada poniżej zera.

I wszystkie kwiaty magnolii w sąsiednich ogrodach marzną i przybierają ohydny brunatno-brązowy kolor.

A moje nie.

I teraz znowu się cieszę. I myślę sobie, że gdybym miała opłakiwać całe okwiecone drzewko, które nagle zmarzło, to byłoby mi gorzej na duszy. A  tak nie muszę.

Czekam na następną wiosnę. Może doczekam pięciu kwiatów?

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *