Nikt nie jest doskonały. Bo zresztą po co? Doskonałość to nuda i przewidywalność. Dążenie do niej bywa męczące i żmudne oraz przede wszystkim frustrujące, kiedy jednak nie wychodzi.

Oczywiście warto próbować. Kiedy jednak po kilku próbach nic z tego, to czyż nie lepiej zwolnić zacisk szczęki, jaki powoduje to ciągłe wewnętrzne „muszę”?

Niektórzy mają tak, że jak już sobie popuszczają to po całości. Niektórym trudno zaakceptować fakt, że w życiu niewiele jest rzeczy doskonałych, idealnych, perfekcyjnych. A już ludzi to w ogóle.

Czasami niedociągnięcia drażnią, irytują, powodują naszą niechęć. Czasami jednak bywają słodkie, urocze, rozkładające na łopatki. I to zależy od… wszystkiego właściwie.

Na przykład tankując dzisiaj samochód, złapałam się na tym, że jeżdżąc aktywnie autem od kilkunastu lat wciąż się stresuję, jak mam sama podjechać na stację.

Cała akcja zaczyna się już przy wjeździe na stację benzynową, zaczynam się zastanawiać, czy uda mi się prawidłowo podjechać pod dystrybutor (tak to się chyba nazywa?), bo kilka razy zdarzyło mi się podjechać za blisko, za daleko, pod dystrybutor dla tirów i wtedy zaczyna się akcja pt. ukryta kamera. Zawsze mi się wydaje, że obsługa stacji przednio się bawi obserwując mnie gdzieś tam na swoich małych monitorkach. Raz nawet zastanawiałam się, czy nie poprosić o kopię nagrania, miałabym jakąś śmieszną pamiątkę. Potem ZA KAŻDYM RAZEM zastanawiam się, które paliwo mam nalać i zawsze się stresuję, że leję nie te, czyli zamiast benzyny naleję sobie diesla lub odwrotnie. Mój mózg głupieje i przestaje działać z chwilą, gdy wjeżdżam na stację i przez cały pobyt tam czuję się jak kompletna blondynka i z zazdrością patrzę na pewnych siebie mężczyzn, którzy podjeżdżają, bez wahania tankują i pewnym krokiem idą do kasy. Ja NIGDY tak nie mam. Jak już podejmę decyzję, które paliwo lać, choć nie jestem w 100 % pewna swojego wyboru, to mam problem z zablokowaniem takiego dingsa, który, nie wiem, jak się nazywa, a który ma pomóc, w tym, żeby nie naciskać cały czas tego pistoletu. Jak już mi się uda, a trwa to całą wieczność, wtedy w połowie drogi do kasy przypomina mi się, że nie spojrzałam na numer dystrybutora, więc muszę wrócić. Osoba obsługująca mnie w kasie ZAWSZE moim zdaniem powstrzymuje uśmieszek pod nosem.

Od kilkunastu lat nienawidzę tankować, z ulgą wybieram stacje, na których podchodzi do mnie ktoś z obsługi i wykonuje za mnie wszystkie te skomplikowane czynności.

Kolejną rzeczą na liście, której nie potrafię jest otwieranie butelki wina z korkiem. Zresztą bez korka też mi średnio idzie. Z podziwem patrzę na osobników płci przeciwnej (bo nie widziałam jeszcze dobrze otwierającej butelkę wina kobiety), którzy z taką lekkością nacinają plastik otaczający korek, po czym wprawnym ruchem ręki wkręcają korkociąg i myk wraz z charakterystycznym głuchym dźwiękiem odkorkowują mój ulubiony trunek.

Ja w celu uniknięcia walki z korkociągiem, korkiem, który muszę wydłubywać potem z wina, nabywam bezpieczne butelki na zakrętkę (i tu znawcy wina wywracają oczami, wiem, wiem), chociaż z nimi też przez dłuższą chwilę muszę powalczyć.

Nie umiem też robić ciasta na knedle. Ostatnie moje próby zakończyły się rozgotowaną breją śliwkowo ziemniaczaną, którą wyławiałam z garnka durszlakiem.

A Wy w czym nie jesteście perfekcyjni??

 

 

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *