Kiedy wydaje się, że jesteś na dnie, na samym czarnym dnie wielkiego kubła pomyj, którymi oblewają cię ci, którzy nigdy ciebie prawdziwie nie kochali i nie masz już sił, by codziennie podnosić się z kolan, właśnie wtedy, właśnie w takich najczarniejszych momentach życia otwierają się drzwi z napisem „przyjaciele”. I czasami zdarza się, że nie stoją tam dokładnie te osoby, o których myślałeś, że są twoimi przyjaciółmi. Czasami zza tych drzwi wyzierają twarze, które do tej pory były w trochę innej szufladzie. I takie odkrycie jest zawsze odświeżającą niespodzianką. Jest czymś, co sprawia, że codzienność staje się znowu magiczna, że dostrzega się cud życia, że pewne rzeczy trzeba sobie na nowo przewartościować. I jak patrzysz na tę osobę na nowo i próbujesz sobie przypomnieć wstecz, jak to było, to widzisz, że była ona lojalna od lat, że po prostu taka jest i wtedy jest ci niesamowicie głupio, za uszczypliwe rzucane w żartach słowa, za nieumiejętność dziękowania, za traktowanie pewnych gestów jako oczywiste. Czasami wystarczy jeden moment, by wywrócić twoje myśli i zmusić cię do przewartościowania słowa przyjaźń. Wystarczy, że ktoś stanie pod twoimi drzwiami, kiedy wydaje ci się, że samotność krzyczy ze ścian, a ty krzyczysz w poduszkę razem z nią. I bardzo trudno jest wtedy zdjąć maskę wesołej i dzielnej, często dla zmyłki błaznującej dziewczyny. Trudno jest otworzyć drzwi, kiedy makijaż ma się na koszulce i nie można założyć okularów przeciwsłonecznych. Pokazać się prawdziwą i saute. Cholernie ciężkie zadanie.
Nie jest łatwo przyznać się bowiem do tego, że jest się po prostu słabym człowiekiem i codzienność niesiona na plecach waży więcej niż worek noszonego zimą drewna. Nie jest łatwo poprosić o pomoc lub choćby przyznać się, że dzisiaj nie dam rady. Dla kogoś, kto był przez lata ćwiczony, by być hardym i zostawiany, by radzić sobie sam, ta oznaka słabości jest często porażką.
To wymaga bowiem zaufania, oddania sterów na moment w inne ręce, a wiadomo: jak się jest żeglarzem i sternikiem: takie dwa w jednym latami, trudno się oddaje ster nawet na chwilę w inne dłonie. Otworzyć się przed kimś, opowiedzieć o niełatwych sprawach, to zawsze wymaga odwagi i zaryzykowania, co z tego będzie potem. Bez tego ryzyka jednak życie byłoby mdłym kawałkiem, które jesteśmy zmuszeni codziennie przełykać.
A ono przecież ma tysiąc smaków i tysiąc barw.
I nie należy o tym zapominać.
Nawet na dnie całej doliny pomyj.
P.S. tak sobie za mną krąży: http://www.youtube.com/watch?v=S2xBAE-06ac