W bardzo wczesny sobotni poranek zrywamy się z łóżek, aby po kilku godzinach w autokarze dotrzeć do Babelsberg. I nie jest to żadna czarodziejska góra baby jagi, bo takie skojarzenie z tą nazwą ma początkowo Majli, ale najstarsze studio filmowe w Europie z ponad stuletnią tradycją. To tutaj zaczynała karierę Marlena Dietrich, tutaj kręcono „Listę Schindlera” i „Bękarty Wojny” oraz „Das Boot”, tutejszymi ścieżkami przechadzał się chociażby Brad Pitt…
Jesteśmy podekscytowani, nie wiem kto bardziej: dorośli, czy dzieci.
Jak zwykle wyłamujemy się z grupy, kombinując z biletem rodzinnym oraz nie biorąc audio-guidów. Bo i w sumie po co? Dzieciaki sprzęt zaraz gdzieś posieją, a my jakiś tam język obcy znamy, więc chyba nie zginiemy co?
To najpierw zgrywamy nasze pozycje z mapą obiektu i spokojnie suniemy w stronę „Panamy”, czyli krainy bajek Janoscha. Kto z dziećmi czasami ogląda(ł) program KIKA ten wiec o co chodzi. Płyniemy sobie łódeczką i jest sielsko-anielsko, pszczoły bzyczą, krowy muuuuczą, jakaś przemiła zielona żabka opryskuje nas wodą. Pilnujemy zegarków, bo w samo południe w studio filmowym numer 2 jest pokaz tresury zwierząt do filmów. Po drodze do studia zaliczamy piernikową chatkę baby Jagi oraz nabieramy nieco piasku w buty na placu zabaw ( dzieciaki: dlaczego w Polsce nie ma takich fajnych placów zabaw?). Po czym stajemy w kolejce. Długiej. Wcale nie posuwającej się naprzód. Nareszcie wrota do studia się otwierają i wlewamy się do środka wraz z tłumem.
I proszę: mamy okazję popatrzeć, jak świnka Nomi rozwija czerwony dywan, jak kura Lady Gaga uczyła się stukać dziobem w butelkę wódki w reklamie, jak to się dzieje, że w filmie kamera siedzi na grzbiecie lecącego jastrzębia ( w rzeczywistości jastrząb wcale nie leci tylko siedzi na ręku treserki i macha skrzydłami) oraz jak pies przeskakuje przez szybę i ją tłucze, a tak naprawdę to nie jest szyba tylko cienka warstwa z cukru. Niestety moderator za dużo gada i zaczynamy się nudzić pomału. Szału nie ma no. Potem lądujemy w pięknej rycerskiej Sali na ciepłej strawie. Stylizowana na zamkową komnatę knajpa robi wrażenie. Na chwilę przenosimy się w czasy, kiedy to całe prosięta z jabłkiem w pysku na stołach lądowały. Po jakiejś +/- pół godzinie wehikuł czasu przenosi nas na uliczkę Dzikiego Zachodu. Szkoda, że z nieba siąpi i z tego powodu nastroje nam lekko opadają. Ale nie aż na tyle, żeby nie dać sobie głowy uciąć, przynajmniej na fotografii. Po obejrzeniu badziewia w horror shopie pędzimy do Wulkanu, bo tak nazywa się amfiteatr, gdzie za chwilę mają się odbyć pokazy zawodowych kaskaderów. Najbardziej podjarana jest Majli, bo Barti stracił humor z powodu niemożności zrobienia sobie sztucznej blizny. I siedzi obrażony i udaje, że wybuchy ognia, skoki z 20 metrowej wieży, strzelanina i zagrane bójki wrażenia zupełnego na nim nie robią. Ale jak biegniemy w strugach deszczu do charakteryzatorni, aby jednak te sztuczne rany wykonać, nie skarży się na nic. W sumie na całe moje szczęście ten deszcz. Dzięki niemu unikamy wykonania ran na twarzy (bo deszcz zmyje). Tak to bardzo realistyczne rany cięte zostają wykonane na przedramionach i moja reputacja jako matki zostaje na drugi dzień uratowana, bo na rocznicę komunii do kościoła można, a nawet trzeba długi rękaw założyć. Nie jest to łatwe zadanie, ale udaje się ostatecznie, chociaż zaraz za progiem kościoła rękaw Bartiego niepostrzeżenie podciąga się do łokcia. No i chłopaki reagują prawidłowo czyli: „jacie! Barti CO CI SIĘ STAŁO????????” Przecież właśnie o to chodziło i dla tej chwili dumy spało się w pozycji „ wyciągnij rękę i nie ruszaj nią przez całą noc, żeby malowana rana Ci nie zeszła”, co nie?
Ale wracając do Babelsbergu: za krótko, za mało, czujemy niedosyt, gdy do autokaru wracamy. Jeszcze tyle nie widzieliśmy przecież! Znajome opowiadają gdzie były i co widziały i mam wrażenie, że byliśmy na dwóch różnych wycieczkach. Nam się nie udało z braku czasu w łodzi podwodnej wylądować, ani zostać najgorszym graczem w kinie XD. I jeszcze parę atrakcji nam koło nosa przeszło. Ale przynajmniej jest powód, żeby wrócić. W końcu Poczdam nie jest aż tak daleko….
http://www.filmpark-babelsberg.de/