Nawet, gdy zakładam w ten dzień koszulkę z ironicznym tekstem, „All you need is love shoes” (Wszystko czego Ci trzeba to miłość buty), to tylko tak, żeby puścić oko do publiczności, a tych, co uważają mnie za sukę -utwierdzić w tym przekonaniu.
To tylko dlatego, że dzień Świętego Walentego przyprawia mnie o mdłości, to jak go spędzę nie jest dla mnie wyznacznikiem szczęścia w związku i generalnie uważam go za kolejne komercyjne święto, które ma za zadanie wyciągnąć kasę z naszych portfeli.
W pewne Walentynki zerwałam z chłopakiem (okrutna i podła…), w inne dowiedziałam się, że nie jestem jedyną Walentynką swojego męża, a w poprzednie poszłam sama do kina, żeby syn mógł dziewczynie zrobić romantyczną kolację. Tegoroczne zaś spędzę z chorym dzieckiem.
Ale dziś uczynię 14 lutego okazją do podsumowania, czym jest dla mnie to, bez czego trudno żyć, co potrzebne nam jak powietrze i co można dostrzec nie tylko w romantycznej relacji.
Miłość:
to kiedy na blacie w kuchni kroisz warzywa na rosół, żeby mi pomóc
kiedy ściągasz ze mnie przemoczone skarpetki, by założyć kapcie, bym tylko się nie przeziębiła
gdy wchodzisz do sypialni po ciemku uderzając się w kolano, tylko dlatego żeby mnie nie obudzić
kiedy prasuję Ci koszulę na jutro do pracy, choć już mnie bolą plecy
kiedy budzisz mnie przynosząc do łóżka talerz wymyślnych kanapek, wiedząc, że umieram rano z głodu
gdy robię Ci gorącą kąpiel, bo za chwilę przyjedziesz zmarznięty
kiedy wkładam do uszu zatyczki, zamiast iść do drugiego pokoju, bo chrapiesz przez sen
gdy rozmawiamy godzinami przez telefon, bo akurat odległość nas rozdzieliła
kiedy czekasz na mnie z herbatą, bo poszłam rano pobiegać
jak smażę górę racuchów, bo wiem że za nimi przepadasz
gdy głaszczę mały różowy pyszczek, bo boi się weterynarza
kiedy czuwam do drugiej w nocy, bo prawie dorosłe dziecko wraca z imprezy
gdy oddaję swoje ulubione spodnie córce, gdyż pasują jej do looku dnia
kiedy wycieram zalaną po Tobie łazienkę i tylko co któryś raz to zgłaszam
gdy przywozisz miękki puszysty ręcznik ,żebym mogła nim się owinąć po wyjściu z kąpieli
jak porcjuję przygotowane jedzenie, żebyś miał coś w lodówce na początku tygodnia
kiedy mimo zmęczenia jedziesz w piątek wieczorem z moim dzieckiem na pogotowie, bo ma wysoką gorączkę
gdy dostaję bukiet moich ulubionych tulipanów zupełnie bez okazji
kiedy nie robię sobie rano herbaty, żeby szum czajnika Cię nie obudził
gdy nieumalowanej i w dresie mówisz, że jestem piękna
jak wkładam swoje zimne dłonie pod Twój sweter, żeby się ogrzać
gdy przycinam Ci brwi
kiedy rozpakowuję zmywarkę, choć to nie moja kolej
gdy zasypiam przed telewizorem, a Ty przykrywasz mnie kocem
kiedy w milczeniu siedzimy nad kawą w ogrodzie……
Dziękuję M.
Tak,
zdecydowanie zmywarki winny mieć wbudowane i przypisane kolorowe ledy,
dla każdej osoby obciążonej ustawowo obowiązkiem rozładunku, w celu ustalenia kolejności opróżniania 🙂
.
.
.
.
I miękki puszysty ręcznik…